Moim oczom ukazał się najpiękniejszy obraz, jaki dotychczas widziałam. Wielkie miasto, a dokładnie rynek. Piękny. Cudowny. Niecodzienny widok. Na środku płyty rynkowej, w centrum wszystkiego stała fontanna. Tryskała z niej niesamowicie krystaliczna woda. Dokoła były ławeczki, na których siedzieli ludzie różnego wieku. Już na pierwsze wrażenie było widać, że są dla siebie mili. W powietrzu wyczuwałam spokój, po prostu świat idealny. Ruszyłam pewnym krokiem przed siebie. Wszyscy zaczęli się na mnie patrzeć. Mówili w jakimś nieznajomym, nieistniejącym języku. Ignorowałam ich. Podbiegłam do fontanny. Spojrzałam na wodne odbicie samej siebie. Lecz to nie byłam ja. To jak druga postać uwięziona pod wodą prosząca o pomoc. Przyglądałam się z zaciekawieniem. Ona chce coś powiedzieć. Bąbelki powietrza wypływające z jej ust znikają na powierzchni. Ruszając ustami mówię powtórz. Po pięciu minutach udaje mi się zrozumieć. Prosi bym się napiła. No ale po co?
Nalewam do dłoni trochę wody i wypijam, lecz nic się nie dzieje. Kładę się na murku i ze smutkiem wsłuchuję się w rozmowy tutejszych ludzi.
- Chciałabym ich zrozumieć. - wymawiam bezgłośnie.
Nagle wszyscy ludzie, którzy znajdowali się na tym placu mówią moim ojczystym językiem. Spoglądam szybko na wodę, lecz w niej nie widzę tej dziewczynki. Uradowana podchodzę do jakiejś pani, która ubrana jest w sukienkę w kwiatki i falbanki. Kobieta wygląda gdzieś tak na 30 lat. Ma długie brązowe włosy oraz nieskazitelnie czystą cerę.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale gdzie ja jestem. - pytam trochę trzęsącym głosem.
- O witaj dziewczynko. Znajdujesz się w Sunset Valley. Mieście spokoju i miłości.
- Och, dziękuję. Ale mam jeszcze jeden problem.
- Jaki?
- Bo ja tu trafiłam przez lustro w mojej łazience, no i ten... nie wiem jak wrócić.
- O mój Boże! - zaczęła krzyczeć.
- Coś się stało?
- Dziecino, jesteś jedną z wybranych, jedną z niewielu ludzi, którzy mogą się przedostać do Sunset Valley!
- Jak to możliwe?
- Nie potrafię ci tego wyjaśnić. Mogę cię zaprowadzić do Irmy, naszej czarodziejki, która zna to miasto lepiej wszyscy mieszkańcy razem wzięci.
Ruszyłam razem z nieznajomą kobietą w stronę mi nieznaną. Widać, że bardzo się tym przejęła, bo szła tak szybko, że prawie biegła. Minęłyśmy parę domów, które odznaczały się idealnością w wykonaniu i ciekawej, nikomu nie znanej architekturze.
- Proszę Panią, mogłabym wiedzieć jak ma Pani na imię?
- Och, przepraszam. Justine. Jestem Justine. A ty? Jak na ciebie mówią?
- Scathach.
- Bardzo oryginalne imię. - wypowiedziała z trudem i stanęła, jakby sobie coś przypomniała.- Spójrz w górę, w niebo.
Spoglądam za jej wzrokiem i zauważam wielką, przeogromną kulę...
- Przecież to jest Ziemia! Tam gdzie mieszkam! Boże, jak ja się tu znalazłam, przecież to nie możliwe!
- Wszystko wytłumaczy ci Irma. - powiedziała i ruszyła w ciemny zaułek. Na końcu tej uliczki znajdował się mur. Żadnego wejścia, przejścia ani drzwi.
- No i co dalej? - burknęłam i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Chodź. - wyciągnęła rękę w moją stronę. Niechętnie ją złapałam. Miała dłoń całkowicie lodowatą. Przeszedł mnie dreszcz. Jak człowiek może mieć tak zimne dłonie. Człowiek... A jeśli to nie ludzie? Drugą ręką szybko walnęłam się w twarz. Jak mogłam tak pomyśleć? Nie ufam na razie nikomu, chodź muszę. Zaczęły mnie boleć żebra. Przechodziłyśmy przez mur. Justine wyciągnęła rękę i jasne światło dotknęło muru. Druga ręka, którą ja trzymałam też zaczęła świecić. Tak leciutko łaskotało. Uśmiechnęłam się na ta myśl. Od rana w ogóle się nie uśmiechałam.
- A tak na marginesie, to która jest godzina?
- W Sunset Valley czas nie istnieje. - odpowiedziała szybko. Zamarłam. Jak to? To ile mnie nie ma? Godzinę? Dwie? A co jeśli rodzice przyszli i zobaczą otwarte drzwi? Pomyślą, że to włamywacz. Przeszłyśmy przez mur. Moim oczom ukazał się domek czarodziejki Irmy. Wkoło znajdowały się kwiaty. Różnorodne. Puściłam dłoń Justine i podbiegłam do tulipanów. Powąchałam jednego.
- Moje ulubione. - powiedziałam i rozpromieniłam swoją twarz skromnym uśmiechem.
- Też je lubię. - uśmiechnęła się ukazując rząd białych i równych zębów. - A teraz chodźmy, musisz się dowiedzieć wszystkiego na temat, dlaczego tu jesteś...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz