Rose już czeka na mnie w szatni lekko tupiąc nogą w miejscu. Widać, że jest strasznie zdenerwowana.
- No ładnie, ładnie. Kogo my tu mamy? Pannę idę do domu, bo będę płakać i nie będę odbierać telefonów? - zmierzyła mnie wzrokiem.
- O co ci znów chodzi? Znowu sobie coś ubzdurałaś? - burknęłam i zajęłam się zmianą obuwia.
- Halo! Ziemia do Scatt! Wysłałam ci chyba z milion smsów!
Z zaciekawieniem spoglądam na skrzynkę odbiorczą w telefonie.
- Nie możliwe. - pokazuje jej telefon przed samym nosem - nic nie ma.
- No ale jak to? Przecież pisałam do ciebie. - Rose wyciąga swojego Blueberry. - Dobra, pomyliłam się. Wysyłałam sms na twój stary numer. - westchnęła nerwowo. - Czemu ja go jeszcze mam? - mówi sama do siebie.
- Muszę z tobą porozmawiać i to na poważnie - mówię.
- Teraz?
- No nie wiem. To będzie raczej dłuuga rozmowa. - wzdycham.
- Mamy jeszcze pół godziny do lekcji, no chyba, że uciekniemy?
- Dobry pomysł. - odpowiadam z zaciekawieniem, bo to zawsze ja oferowałam wagary.
Idziemy do tylnego wyjścia, gdy przy drzwiach spotykamy pana McCurdy.
- Dzień dobry proszę Pana. - mówimy chórkiem.
- Hej laski. - pan McCurdy uśmiecha się. Lubimy go. Jest jedynym wyluzowanym nauczycielem. Zawsze idzie z nim porozmawiać. - Gdzie się wybieracie?
- No wie Pan, musimy porozmawiać między sobą na poważny temat, a tutaj się nie da, po za tym te parę minut do dzwonka nam nie starczą. Wpuści nas Pan potem.
- Ok. Trzymajcie się. - uśmiecha się.
- Do zobaczenia proszę Pana. - odpowiadamy.
Idziemy do naszego Ziemskiego parku, który różni się każdym centymetrem kwadratowym. Zaśmiecone trawniki i popisane ławki nie przypominają nieziemską urodę Sunset Valley. Siadamy na jednej z tych czyściejszych ławek. Oddycham głęboko.
- Na pewno wszystko z tobą w porządku? - pyta zaciekawiona Rose. - Ręce ci się pocą.
- Uhmm.. No dobrze już mówię, tylko potraktuj to poważnie, dobrze? Bardzo mi na tym zależy żeby Mike nic nie wiedział, jak na razie.
- Mhm. - zamruczała.
- No to tak.. Po tym jak wróciłam do domu, czułam się fatalnie. Płakałam cały czas. Wtem poczułam dziwne uczucie popatrzenia w lustro. Ono świeciło, ślicznym, bialutkim blaskiem. Strasznie mi się podobało. - zamykam oczy, przypominając sobie ten moment, lecz po chwili je otwieram - To światełko otaczało całą mnie. Czułam wiatr we włosach. Zauważyłam stróżkę krwi i chciałam już uciekać, ale było za późno. Lustro mnie wciągało. Znalazłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Otworzyłam drzwi przed sobą. Nie uwierzysz co zobaczyłam! - mówiłam z podnieceniem w głosie - Miasto! Przepiękne miasto. W powietrzu wyczuwałam radość, spokój i miłość. Chciałam się dowiedzieć gdzie jestem, ale ludzie mówili dla mnie nie zrozumiałym językiem. Podeszłam do fontanny, która tryskała krystalicznie czystą wodą. W wodnym odbiciu zauważyłam dziewczynkę, która bezsłownie prosiła bym się napiła. I tak też zrobiłam. Wypowiedziałam życzenie, bo chciałam rozumieć o czym mówią otaczający mnie ludzie. I tak też się stało! Podeszłam do jakiejś kobiety, która ma na imię Justine. Przedstawiłam się jej. Powiedziałam jej jak tam trafiłam, a ona zaprowadziła mnie do takiej czarodziejki Irmy. Zaś ona opowiadała mi, że to ona mnie wezwała do Sunset Valley, bo tak nazywa się to miasto, bo niby jestem jakąś wybranką! Zrozum! Wybranką! Że to niby ja uratuje ich przed upadkiem w wojnie z Deadlandem, krainą wiecznego zła. Usłyszałam także, że są jeszcze dwie osoby na Ziemi, które będą mi pomagać w tym. I to akurat ja jestem wybraną. Wyszłam podenerwowana, bo nikt nie będzie mi takich bajeczek wtykać. Przez życzenie z fontanny przeniosłam się znów na naszą planetę.- zakończyłam jednym wielkim westchnięciem.
- Nie wierzę. - powiedziała.
- Ja też w to nie uwierzyłam za pierwszym razem. No ale jednak muszę chyba im pomóc.
- Pokażesz mi to lustro?
- Pewnie. Chodź do mnie.
Wstałyśmy z ławki i ruszyłyśmy w stronę mojego domu. Bałam się cały czas, bo nie wiem czy wpuścić Rose razem ze mną do Sunset Valley. Chciałam jeszcze coś opowiedzieć, co było konieczne.
- Zerwałam z Nim.
- Jak to? - pyta. Wyciągam telefon z wiadomością wysłaną i przytykam jej do twarzy.
- Czytaj. - macham nerwowo telefonem.
- Ahaa.. A powód? Dlaczego z nim zerwałaś?
Wzdycham. Znów muszę poruszyć temat lustra.
- Nie potrzebuje chłopaka. Czuję w sercu, że muszę pomóc im. - wyciągam z kieszonki kluczyki. - A tak po za tym. Wracamy dziś do szkoły?
- Nie mam ochoty. Chce zobaczyć Sunset Valley!
W moim gardle rośnie wielka gula. Jak to? Pokazać jej? Muszę się jakoś wybronić. Otwieram drzwi do domu i od razu wypalam:
- Chcesz się czegoś napić?
- Z chęcią, masz herbatę?
- Głupio się pytasz, pewnie, że mam! - uśmiecham się by załagodzić tą chwilę.
Wlekę się do kuchni i sięgam po dwie szklanki, do jednej nalewam cytrynową herbatkę a do drugiej czystą niegazowaną wodę.
- Na pewno będziesz piła tą wodę? Przecież to jest nie dobre.
- Ja nie piję gazowanych rzeczy, a po za tym lubię to i tyle.
Idziemy do łazienki. Zaświecam światło i pokazuje palcem na lustro.
- Proszę, podziwiaj....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz